Często spotykam się z tym pytaniem – słyszę je od znajomych, bliższych, dalszych, tych spotkanych na uroczystościach u dalszej rodziny czy takich poznanych w pracy. To chyba najczęstsze pytanie jakie zadaje sobie ktoś, kto odczuwa potrzebę udania się po pomoc psychologiczną jednocześnie się jej obawiając.
Zawsze kiedy słyszę takie pytanie czuje się niezręcznie. Chciałabym umieć na nie odpowiedzieć, powiedzieć coś kojącego, coś co zachęci do pójścia na spotkanie, uspokoi niepokój, jednocześnie będąc zgodne z prawdą. Tymczasem nie jest to pytanie, na które można odpowiedzieć wprost, bo:
1. nie wiem co powie „ta psycholog”, do której ktoś się wybiera, mogę ewentualnie mówić za siebie wiedząc z jakim zapleczem teoretycznym pracuję
2. nie wiem co powie „ta psycholog” w odpowiedzi na problem pacjenta, bo zupełnie czym innym jest rozmowa o problemach przy kawie, a czym innym profesjonalny kontakt, w którym przedstawia się swoje emocje, wewnętrzne procesy i sposób doświadczania rzeczywistości
3. nie wiem czy „ta psycholog” w ogóle powie coś od siebie, czy nie lepiej byłoby posłuchać, odzwierciedlić, zaciekawić się, poznać, być może to wystarczy
Kiedy idziemy do lekarza ten kontakt ma pewne określone ramy. Pacjent mówi co mu dolega, lekarz zadaje pytania, ewentualnie zleca badania, stawia diagnozę, ustanawia leczenie – leki, zabiegi. Poniekąd chciałoby się, żeby kontakt psychologiczny przebiegał podobnie – pacjent się otwiera, mówi co go boli, dostaje na to, po diagnozie, jakieś konkretne wytyczne, a już najlepiej leki, które zakończą jego problemy. Tymczasem okazuje się, że psychoterapia trwa czasem kilka lat, a w dodatku przebiega tak wolno, że czasem w ogóle nie odczuwa się zmian na bieżąco – można je zaobserwować za to porównując jak było wcześniej, a jak jest „po”, taka powolność zmian korzystnie wpływa na ich trwałość.
Jedną kwestią jest wstępna diagnoza jakiej dokonuje psycholog w trakcie rozmowy – jej wyrazem może być zachęta do podjęcia terapii, sugestia konsultacji psychiatrycznej, albo zwykłe pytanie „jak się pan/pani czuje po rozmowie”. Niepokój związany z diagnozą często wynika z niemożności oceny własnego stanu – potrzebny jest do tego dystans i pewna doza obiektywizmu. Do psychologa trafia się często dopiero wtedy, gdy wyczerpane zostaną inne rozwiązania. Skoro więc pacjent nie widzi już innych rozwiązań trudno mu wyobrazić sobie jak miałby zadziałać psycholog, mając do dyspozycji praktycznie tylko rozmowę, żeby te zawikłane problemy rozwikłać. Poczucie ślepej uliczki bywa podobne u pacjentów, którzy potrzebują psychoterapii i u tych, którym „wystarczy” uporządkowanie, wysłuchanie, wyrażenie uczuć.
Inną sprawą są obawy, że to co się usłyszy może niejako zburzyć istniejący ład. Mimo, że obecna sytuacja jest odbierana przez pacjenta jako przykra, jest możliwe, że powstała jako najlepsze możliwe rozwiązanie na miarę warunków. Jakakolwiek zmiana jaką wprowadzi to spotkanie zaingeruje w istniejący stan. Może warto więc na pytanie: „a co ona mi powie, ta psycholog” odpowiedzieć: „a czego najbardziej nie chciałbyś usłyszeć”?